Krew
spływała na brudny popękany chodnik, na którym niemal bezwładnie
leżał mężczyzna. Jego prawa ręka wciąż drżała, lecz nie
mogła chwycić leżący tuż niedaleko nóż umazany jego własną
krwią. Zdawało się, że z łatwością mógłby podnieść ostre
narzędzie, ale jego nadzieja słabła tak szybko, jak ulatywało z
niego życie.
Z
głębokiej rany wydobywały się gęste stróżki krwi. Ofiara nie
miała szans, by zatamować ranę. Może próbował się wydzierać,
ale jego głos przypominał ostrą chrypę, oraz bulgotanie. Również
nie miał szans, aby wypowiedzieć jakiekolwiek słowo, a leżał
czekając na pewną śmierć. Przynajmniej to było nieuniknione.
Z
oddali dobiegały odgłosy przejeżdżających aut, ale nikt na
nieszczęście konającego nie chciał zajrzeć w uliczkę. Choćby
po to, aby zapalić trawkę, czy wciągnąć jakiś narkotyk. Zdawać
się mogło, że niesprawiedliwość sięgnęła umierającego, który
mógł pożyć jeszcze kolejne dziesięć lat. Jednak nikt nie
wiedział, że to on na własne życzenie prosił się o śmierć.
Jego
oprawca stał nad nim jak kat i obserwował. Był spokojny,
cierpliwie czekał, aż facet wykrwawi się na śmierć. Nic nie
mówił, tylko stał i przyglądał się. W jego oczach wymalował
się spokój, oraz brak jakichkolwiek uczuć świadczących, że
mogłoby gryźć go sumienie. Nie dbał o to, że ktoś mógłby to
wszystko zauważyć. W końcu znajdował się z ofiarą w miejscu,
gdzie o późnej porze nikt nie chodził.
Uliczka
była wąska. Nie przejechałby przez nią samochód, a jedynie za
dnia rowerzysta, czy motocyklista. Ale oni nie mieliby po co tędy
przejeżdżać. Uliczka składająca się z popękanego chodnika
służyła jako granica między jednym, a drugim budynkiem. Po
drugiej stronie chodnika stał ogromny płot z siatki. Stamtąd można
było ujrzeć jedynie niewielkie podwórze należące do właściciela
piekarni i cukierni. Miałby tam być jakiś pies, ale i jego nie
było słychać. Być może niewzruszony sytuacją leżał gdzieś
pod budynkiem.
Wysoki
brunet, odziany w ciemny płaszcz spojrzał raz jeszcze za siebie, to
na umierającego. Zauważył, że jego ręka przestała drżeć. Jego
twarz była umazana czerwoną cieczą, a z rozciętego gardła nadal
sączyła się krew, ale już nie tak mocno, co na początku. Facet
się uśmiechnął, jakby widział coś cennego na ziemi, co mógłby
spieniężyć. Westchnął głośno okazując, że poczuł ulgę.
Zbliżył się do trupa zauważając, że miał szeroko otarte oczy.
Podniósł nóż i ukrył go w kieszeni płaszcza. Raz jeszcze
spojrzał na swoje we krwi ręce. Nienawidził mieć brudnych rąk,
ale był zmuszony je umazać.
A
przecież miał już nie zabijać.
Zdychający
facet z rozciętym gardłem nie był ofiarą, ale śledczy z
pewnością uznają go za biedaka, któremu przytrafił się ogromny
pech. Detektyw mógłby napisać na jego czole „kryminalista”,
ale nie zrobił tego. Policjantom zostawił wiele do sprzątania, bo
nie chodziło tylko o trupa pozostawionego na chodniku późną nocą.
Detektyw
miał jeszcze jedną osobę, z którą musiał się rozprawić.
Nienawidził „ogona”, który każdego dnia doczepiał się i
obserwował jego poczynania. Był świetnym obserwatorem, a odkrycie
niedoszłych napastników zajęło mu zaledwie parę dni.
Drugim
pionkiem do zlikwidowania okazał się gangster, który w tej chwili
był przywiązany do drewnianego krzesła w jednej z piwnic,
mieszczących się pod opuszczonym budynkiem. Kiedyś w tym miejscu
była szwalnia, a później magazyn różnego rodzaju asortymentu. W
tej chwili budynek podlegał licytacji, a chętnych na niego było
wielu inwestorów.
Nikt
nie mógł usłyszeć krzyków, ani innych hałasów dobiegających z
piwnicy. Szczególnie nocą sprawnie załatwiało się tego typu
sprawy, jak morderstwa. Detektyw nie mógł inaczej tego nazwać, jak
sprzątanie niepotrzebnych śmieci, które walały mu się pod
nogami, gdy tak po prostu pracował nad różnymi sprawami.
Gangster
był solidnie przywiązany sznurem do krzesła, a w jego usta została
wepchnięta szmatka. W piwnicy świeciła się żółta lampka, która
dodawała ponurości. Zakurzone okienko nie wpuszczało światła,
pomimo tego, że na zewnątrz paliły się latarnie uliczne. Ściany
zostały pozbawione wszelakiego tynku. Gołe cegły gdzieniegdzie
były pokryte mchem. W powietrzu unosił się zapach wilgoci.
Detektyw
stanął przed swoim niedoszłym oprawcą posyłając mu szyderczy
uśmiech. Był szybszy i to go w pewnym sensie podniecało. Łysy
facet, krótko po trzydziestce miał przy sobie nóż, jak i
pistolet. Oba narzędzia nie były w stanie powstrzymać detektywa,
który sprytnym sposobem dorwał swoich napastników. Jeden już
leżał martwy na chodniku, a ten również miał doczekać swego
końca.
Wiedział,
że gdy da przeżyć mu, będzie musiał martwić się o swoje życie.
Nie chciał powracać do mordowania, ale musiał, ze względu na to,
aby samemu przeżyć. Popatrzył z poirytowaniem na uwięzionego.
Facet nie wyglądał na takiego, który miał go błagać o litość.
Siedział sztywno, patrząc mu prosto w oczy. Detektyw nie mógł
zwlekać. Za kilka godzin miał nastąpić poranek, a on musiał
zadbać o to, aby żadne podejrzenia nie padły na niego. Trzymał w
ręce nóż, który wcześniej odebrał gangsterowi. Dzięki
skórzanym rękawiczkom nie pozostawił żadnych śladów na
narzędziu zbrodni. Podszedł pewnym krokiem i wymierzył nożem
prosto w gardło łysego. Stłumiony okrzyk trwał tylko chwilę, a
krew trysnęła na wszelakie strony. Na niego również.
_____🐢____
Hej Wam! I pojawił się prolog, w końcu! Jak tam wakacje? Bo u mnie nieco kolorowo się zaczęło - ale nie będę Wam opowiadała już o tym. Zaliczyliście wypad nad morze? Przypominam, że możecie czytać moje poprzednie opowiadania: Pokój 1408 oraz The Frozen Blood. Szablon z lisem tymczasowo, później wrzucę go do innego bloga, a tu pojawi się insza szata. Chyba, że nie nada, to cóż xD
Nie wiem czy zauważyliście, ale to nie jest takie typowo fanfiction, ponieważ sama wymyśliłam fabułę itp. Ewentualnie można uznać, że to fanfiction ze względu na to, że występuje John Cusack, ale ... no właśnie z takową różnicą, że w moim przedstawionym świecie John jest detektywem - takim jak w Pakcie Krwi :) Tyle, że to nie ff tego filmu. I? Cóż, przy okazji pożalę się, że nie otrzymałam odpowiedzi od Cusacka, a wysyłałam do niego list w dniu kobiet. Heh, wtedy leciałam z marketu z różowym winem na pocztę, aby wysłać list do kawalera ;] (nie, wina nie xD) A ja taka głupia czekam i czekam na odpowiedź ... hehe. Aha i wiem, że mialam post wstawić, gdy ukończę The Frozen Blood, ale ... i tak już dokańczam opowiadanie, więc mozecie czytać to nowe :) To na tyle... tschussss :D
Ja wiem, że sesja i troszczysz się o to, żebym zaliczyła tą ********** anatomię, ale... przeczytałabym sobie coś mimo wszystko :> Nowy blog zaczął się mocnym pierdolnięciem w życiu Semira, więc smaku narobiłaś na dalszą część ;]
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :p
Nie świruj pawiana ;> Jakby był beznadziejny, to bym go zostawiła po pierwszym rozdziale ;) Czas zawsze się znajdzie na czytanie, chociaż nie ukrywam, że sesja ciut go ograniczyła ;]
OdpowiedzUsuńWitam, witam ciepło z lodowatego interglacjału. ;D
OdpowiedzUsuńCiekawy wstęp, tak trochę przypomina mój styl pisania, między innymi - takich wstępów jest tyle, ile rojów pszczół. (:
Oczywiście, każdy czasem ma gorsze chwile, jednak moją głowę nie odwiedzają tak negatywne myśli. W życiu nie myślałabym o tym, żeby się zabić. Jestem człowiekiem uwielbiającym życie. Poza tym, szczerze wątpię, by ludzie uważali mnie za beznadziejną. Bardziej martwi mnie to, ilu ludzi mój mózg uznaje za głupich, mimo tego, że sądzę, że moja inteligencja jest przeciętna, przyzwoicie przeciętna. :) Haha, odkryłam, jak beznadziejnie napisałam ,,Tajemniczego kota”, co mnie cieszy. Oznacza to, że jestem mądrzejsza. Co więcej, żeby się czegoś nauczyć, trzeba być w tym najpierw beznadziejnym. To nie zbrodnia, to przywilej.
Jakie to zabawne, że te dziewczyny, które chcą chłopaka, nie mogą go znaleźć, a za tymi, które nie chcą, chłopcy się oglądają. Dzięki takim zachowaniom zaczęłam się zastanawiać, czy miłość w ogóle istnieje i jak to jest się zakochać (tak, nudziło mi się pomimo codziennego nawału rzeczy ;D).
To leniwa ta nasza bohaterka, hajaeha, skoro nie chce jej się postów edytować. (Pomińmy, że ja korektę ostatniego rozdziału wykonałam dwa dni później. ;P)
Sytuacja z dziwką mnie rozbawiła. Gadasz, chłopie, to teraz płać. Ha!
Nie wiem, czemu rozbraja mnie to, że te wpisy na blogu brzmią mniej formalnie niż te u mnie, podczas gdy to ja jestem młodsza od Ciebie. Ciekawe, o ile. (: Chociaż prędzej byś mnie zagryzła przez Międzysieć, niż o tym poinformowała.
Założę się, że ta Aleksa ma wjęcej czytelników niż ja. Ej, to niesprawiedliwe! Muszę jej kazać oddać kilka, bo inaczej zacznę strzelać i na weselu będzie niewesoło, hahaggge. Ja się zawsze dławię śmiechem w tych komentarzach, zdaję sobie z tego sprawę. ;D
Ja nie traktuję pisania bloga jako ucieczkę od rzeczywistości, jak główna bohaterka, ponieważ od niczego nie próbuję uciec. Miałam koncepcję, no i nie ukrywajmy, jestem ciekawa opinii ludzi oraz opinii samej siebie za kilka lat. Pewnie jest coś jeszcze.
Cusack jako detektyw brzmi interesująco. I mam nadzieję, że pojawi się równie interesująca zbrodnia. Rozwiążę ją, myślisz? :)
Wyraz ,,kolorowo” ma u Ciebie dwa znaczenia, widzę. Ja go używam raczej wyłącznie do określania pozytywów. (:
Do fanfików także się wymyśla fabułę samodzielnie, ale wiem, o co biega w tym kołowrotku. ;D
Dzień kobiet? Cholera, jak dawno to było? ;P Szkoda, że nie otrzymałaś listu od Cusacka (byłoby co przeczytać, haha), co mnie wcale nie dziwi. Z pewnością ma mnóstwo fanów i ciężko zwrócić uwagę na każdego.
Oczekuję z niecierpliwością nowego rozdziału oraz Twojego e-maila (prawdopodobnie).
Prolog na razie tylko zarysowuje mi nieco niektóre postaci. Ogólnie ciekawi mnie o czym całe to powiadanie będzie. Facet jest detektywem, więc może jakaś zbrodnia? :D
OdpowiedzUsuńI pojawia się bohaterka, która prowadzi bloga. :D Ciekawe, jakie to będzie miało znaczenie dla fabuły. ;)
Idę sobie do rozdziału pierwszego. ;)
Zasłona milczenia